Pierwszy raz znalazłem się w
Kościelisku koło Zakopanego mając
nieukończone 6 lat.
Potem przyjeżdżałem tam na każde lato.
Od 1953 do 1966 mieszkaliśmy przez lato w domu
nr 100 na Rysulówce. Był to mój
najszczęśliwszy czas.
Większość czasu spędzałem włócząc się po
potokach i lasach, a gdy były warunki - chodząc
w Tatry.
Prócz tego założyliśmy z bratem i siostrą
kapelę góralską, ucząc się gry od
miejscowych muzykantów - Fatli, braci
Maśniaków, wreszcie Chotarskiego (chyba
najlepszy prymista wszechczasów).
Tatry Zachodnie przedeptałem dość
systematycznie, a takie miejsca, jak Jaworzynka
Miętusia, Wantule, Wąwóz Kraków, Kominiarski
Wierch, Hala pod Kopką dziesiątki razy.W roku 1962/3 ukończyłem kurs
przewodnicki w Krakowskim Kole Przewodników
Studenckich - grupa Tatrzańska, odbyłem
praktykę na studenckim obozie wędrownym w
Tatrach, prowadziłem trasę na Wszechstudenckim
Rajdzie Tatrzańskim. Ale po 1964 udzielałem
się coraz mniej. W gruncie rzeczy turystyka
masowa w Tatrach, to nie było to, czego
pragnąłem.
W 1965 roku zapisałem się do Klubu
Wysokogórskiego, zaliczyłem kurs taternicki,
ale poza jednym sezonem nie wspinałem się i
chyba już nie będę. W gruncie rzeczy bardziej
mnie brała przyroda tatrzańska niż sport
wspinaczkowy.
Mój brat od 1954 roku
występował w różnych zespołach góralskich,
stopniowo mnie wciągnął na zastępstwo. Od
1960 roku związałem się z Międzyuczelnianym
Zespołem Góralskim HYRNI, potem SKALNI, skąd
wyłączyłem się dopiero po 1971 roku, gdy nie
miałem na to czasu i nerwów.
Występowaliśmy w całej Polsce, a także we
Francji (Lille, Waziers, Lens, Marlesmines,
St.Amand-les-Eaux, Bruyen-en-Artois, Dijon i
jeszcze gdzieś) w Turcji (Istambuł i Adampol),
Szkocji (Glasgow, Dundee, Edynburg), z innych
turnee zespołowych jakoś się wymigałem.
Później inne obowiązki nie pozwoliły mi
pojawiać się na Podhalu.
Teraz, gdy przyjeżdżam tam z synem już się
czuję obco. Dawni przyjaciele powymierali lub
powyjeżdżali, polany zabudowane, potoki i lasy
zaśmiecone. Świat bardzo się zmienił, ale
niekoniecznie na lepsze.
|